Wywiad z Moniką Mączką, nauczycielką niderlandzkiego

Dutch Teacher Monika

Level Up Academy: Powiedz coś o sobie, jak zaczęła się Twoja przygoda z niderlandzkim?

Monika Mączka: Moja przygoda z językiem niderlandzkim zaczęła się przypadkiem. Od zawsze bliższe były mi nauki humanistyczne, szczególnie nauka języków szła mi wyjątkowo gładko. Po maturze planowałam rozpocząć studia lingwistyczne, jednak nie mogłam zdecydować się co do języka – lawirowałam między skandynawistyką, anglistyką i bohemistyką, czyli filologią czeską. 

Marzyłam o nauce islandzkiego, jestem fanką fantastyki, a ten język kojarzył mi się z językiem stworzonym przez Tolkiena. Ostatecznie mój wybór padł na niderlandzki, choć do języka elfów mu sporo brakuje, bo w brzmieniu może przypominać raczej bagienny furkot orków.  😉 Niderlandystyka wydawała mi się egzotyczna i niszowa, a już dekadę temu rynek pracy w Polsce dla jej absolwentów rozwijał się w najlepsze. Zdecydowałam się na studia w moim rodzinnym mieście, Lublinie, na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Oprócz filologii niderlandzkiej ukończyłam również edytorstwo, czyli „praktyczną polonistykę” skrojoną pod przyszłych redaktorów i edytorów.

Jak trafiłaś do Holandii?

Monika: Po ukończeniu obydwu kierunków w 2017 roku rozpoczęłam swoją pierwszą poważną pracę jako manager ds. eksportu z językiem niderlandzkim, co dało mi możliwość regularnego podróżowania do Niderlandów i Belgii w sprawach biznesowych. Po kilku takich wizytach postanowiłam wraz z partnerem spróbować swoich sił zagranicą. Najpierw mieszkałam chwilę w Belgii, w Antwerpii, jednak bez znajomości francuskiego trudno było o pracę, która by mnie satysfakcjonowała.

Po wielu perypetiach mieszkaniowych – holenderski rynek nieruchomości jest momentami bezlitosny – udało mi się finalnie osiąść w Aalsmeer, malowniczej mieścince położonej obok Amsterdamu. To właśnie tu mieszkam już ponad dwa lata. Codziennie widuję mieszkańców Aalsmeer wyprowadzających swoje konie na spacery, rano słyszę panie koguta, a każdej wiosny cieszą mnie widoki kwitnących kwiatów – to zupełnie inny tryb i dynamika życia, do której przywykłam w większym mieście.

Czy Twoim zdaniem polskie i holenderskie zwyczaje bardzo się różnią? Czy było coś co zdziwiło Cię w Holandii?

Monika: Na pewno każda kultura, każdy naród może wskazać różnice, odmienne zwyczaje. Nie inaczej jest w przypadku Polaków i Holendrów. Co najbardziej zaskoczyło mnie na samym początku mojej niderlandzkiej przygody to ogólna życzliwość, uśmiech oraz wysoka kultura osobista Holendrów. Polacy często mają tzw. poker face, nie okazują zbyt wielu pozytywnych emocji, szczególnie w interakcjach z obcymi. Jeśli uśmiechasz się w Polsce na ulicy, to raczej wyróżniasz się z tłumu, nie zawsze na plus. Holendrzy lubią witać się z przechodniami, pozytywnie komentować Twoją pracę, jeśli akurat pracujesz np. w ogródku. Nieraz słyszałam frazę lekker bezig, gdy podczas słonecznego dnia zajmowałam się czymś przed domem. Bardzo mnie to urzekło. Polacy, jak i Holendrzy, cenią dobrze wykonaną pracę, zaangażowanie w wykonywane zadania.

Co mnie dziwiło w Holandii, to odsłonięte okna w każdym domu oraz brak płotów – w tym aspekcie zdecydowanie się różnimy! Polacy zasłaniają okna warstwami firan, odgradzają się od siebie najwyższymi płotami. Holendrzy odwrotnie, przez szyby zobaczycie każde wnętrze, nie mają nic do ukrycia. Wynika to tego, że Holendrzy są protestantami, nierzadko Kalwinistami. W ramach tej wiary, przykładny obywatel ma być przejrzysty, nie musi niczego ukrywać. Płoty w domach holenderskich nawet jeśli są, to i tak furtki czy bramy pozostają otwarte.

Bardzo podoba mi się w Holandii celebracja wieku. Starsi mieszkańcy cieszą się z kolejnych urodzin, okrągłe liczby są widocznie świętowane. Domy solenizantów ustrajane są nadmuchiwanymi figurami babć lub dziadków, a wiek otwarcie podawany. W Polsce nie celebrujemy stawania się seniorem, o starości w naszym kraju się zapomina albo nie chce pamiętać. Holenderscy emeryci są wzorem do naśladowania jeśli chodzi o aktywny tryb życia i pogodę ducha.

To prawda, uśmiechu na twarzy, jak i pozytywnego nastawienia możemy się na pewno od Holendrów uczyć. Jak wyglądają Twoje lekcje niderlandzkiego online?

Monika: Podczas lekcji staram się utrzymywać luźną atmosferę, lubię żartować i utrzymywać dynamiczne tempo. Na pewno nie jest ze mną nudno, choć wyobrażam sobie, że nie wszyscy przepadają za gramatyką. Zależy mi, żeby kursanci dobrze i swobodnie czuli się na moich zajęciach, nie wstydzili się mówić ani popełniać błędów. Wszyscy je popełniamy, a nauka języka obcego to tak naprawdę ciągła żonglerka błędami.

Wierzę, że każdy jest w stanie nauczyć się języka, ale żeby to zrobić, trzeba trochę poznać siebie, jakie metody nauki nam odpowiadają, czy jesteśmy słuchowcami, wolimy poznawać język poprzez ruch, interakcje z innymi, oglądanie filmów czy tradycyjną naukę z podręcznikiem lub aplikacjami pomocniczymi etc. Najlepiej połączyć te wszystkie sposoby, dodać do tej nauki też trochę zabawy i lekkości.

Wywiad z nauczycielką Moniką

Jak utrzymać chęć do nauki języka na wysokim poziomie? Czy masz jakieś sprawdzone metody?

Monika: Urozmaicać sobie naukę i narzucić dyscyplinę. Motywacja jest tylko odpaleniem silnika, nad resztą już trzeba świadomie pracować, żeby do tego celu dojechać. Mnie pomagało sięganie po holenderską muzykę, filmy czy literaturę. Lepiej poświęcić mniej czasu na raz, tj. nie siedzieć od razu 2-3 godziny nad książkami, ale starać się regularnie tę ciekawość językową rozbudzać. Przede wszystkim należałoby też zastanowić się nad celem, jaki chcemy osiągnąć. Po co chcę się nauczyć tego języka? Na czym mi zależy, żeby sprawnie pisać, czy po prostu dogadywać się na co dzień? Wyznaczenie celu zawsze pomaga objąć odpowiednią strategię działania.

Oglądanie telewizji czy programów dla dzieci to ogromna pomoc w nauce języka obcego, nie tylko niderlandzkiego. W momencie gdy mamy możliwość dodania napisów, to już w ogóle jesteśmy na wygranej pozycji, bo nie dość, że osłuchujemy się z językiem, to jeszcze nasze oczy od razu widzą wypowiadane słowa, sytuacja win-win dla uczących się.

Na pewno posiadanie znajomych Holendrów pomaga, oni wtajemniczą nas w język spoza książek, slang czy zwroty codziennie, które są aktualnie na topie wśród młodzieży, czy nawiązują do dzieł kultury, a które zadomowiły się w języku mówionym.

Czy masz jakieś porady dla osób chcących się nauczyć niderlandzkiego? Jak się motywować do nauki?

Monika: W momentach, kiedy nam się zwyczajnie nie chce, zastanowić się, po co to robimy. Przypomnieć sobie ten cel. Poprosić o wsparcie bliskiej osoby albo innej osoby, która się uczy, doping. Nauka języka daje się czasem we znaki, może minąć kilka tygodni, kiedy nie czujemy progresu, a zamiast niego wzmaga w nas frustracja. Te krytyczne momenty należy przeczekać, chwilę odsapnąć, dać sobie czas. To są punkty skokowe na tzw. learning curve, krzywej nauki. Zwykle po takich dołkach szybko orientujemy się, jaki progres zrobiliśmy w nauce i nagle rozumiemy o wiele więcej, niż nam się wydawało, wracamy bardziej oświeceni. Na pewno bycie dla siebie wyrozumiałym pomoże, nie cisnąć sobie tak bardzo, że już powinniśmy to albo tamto umieć. Nauka to czas i zaangażowanie, nie da się ich oszukać.

Na pewno dla wielu uczących się fantastyczną motywacją jest chęć polepszenia swojego życia, czyli znalezienia bardziej satysfakcjonującej i lepiej płatnej pracy. Osoby posiadające rodziny, szczególnie dzieci, które chodzą do szkoły w Holandii, mają potrzebę komunikacji z pociechami oraz nauczycielami, co też dodaje energii i zapału do nauki. 

Zapoznaj się tutaj z aktualnym rozkładem zajęć. Zapisz się na nasze kursy przez ten link.